Ten post, będzie na równi kreatywny, jak i sentymentalny.
W dobie XXI trudno jest znaleść właściwe proporcje pomiędzy podążaniem za modą, bieganiną za bombkami, stroikami, śledziem w śmietanie, a znalezieniem odpowiedzi na najistotniejsze pytanie: po co to wszystko? Bo właśnie oto nadchodzi dzień piękny, wyjątkowy, jedyny - BOŻE NARODZENIE.
"I pomyśl, jakie to dziwne, że Bóg miał lata dziecinne, Matkę, osiołka, Betlejem..."
/ks. J.Twardowski/
I bez tego cudu z przed tysięcy lat nie było by dzisiaj całej tej bieganiny. Więc to o tym pamietajmy przede wszystkim.
Moja dzisiejsza praca jest także pamiątką tego wydarzenia właśnie. Dla małego Jezusa nie było miejsca w żadnej gospodzie, przyszedł na świat w szopie, może takiej?
Szopka powstała ze sklejki, a właściwie ze skrzyneczki, w której w sklepach przetrzymywane są owoce cytrusowe. Cieniowana i mocno potraktowana specjalną wypalarką do drewna.
W środku nie mogło zabraknąć tych najważniejszych postaci, ale i zwierząt!
Wrót pilnują dwa przeurocze aniołki :)
I tradycyjne, polskie sianko, gwiazdka nad....
Ta szopka powstała z potrzeby chwili i ma dla mnie wartość także sentymentalną - kiedyś takie szopki robił już dziś nieżyjący mój Tata, ma je prawie cała rodzina, ale w domu żadna się nie zachowała. I wczoraj, przy wyciąganiu wszelkich świątecznych łańcuchów, bombek, itd odnalazłam szablon i... rzuciłam wszystko, dosłownie wszystko - pieczony makowiec, ubieraną choinkę, sprzątanie... Postanowiłam zrobić tą szopkę właśnie - dla siebie i ... dla Taty, bo to jest prawdziwy wymiar Świąt. Towarzystwo jak widać dość przypadkowe, ale i symboliczne przez to.
Moją świąteczną szopkę posyłam na wyzwania: